Jeśli jesteś wielkim fanem Freddiego Mercury’ego, prawdopodobnie już wiesz, jak bardzo wokalista Queen uwielbiał swoich czworonożnych pupili. A jeśli dopiero zaczynacie poznawać życie osobiste legendy, to jest to kolejny powód, aby go pokochać. Nadchodzący film biograficzny „Bohemian Rhapsody” uwiecznia momenty, w których Mercury był kocim ojcem i pokazuje, że w pewnym momencie zamieszkał w rezydencji wypełnionej aż 10 kotami naraz. Film daje fanom dobre wyobrażenie o tym, jak wiele znaczyły dla niego koty, ale okazuje się, że koty Freddiego Mercury’ego odgrywały jeszcze większą rolę w jego prawdziwym życiu.

W swoim pamiętniku Mister Mercury, live-in osobisty asystent Mercury’ego Peter Freestone napisał o tym, jak bardzo piosenkarz dbał o swoje koty. „Dostałby się do hotelu, wykręcilibyśmy numer i naprawdę rozmawiałby ze swoimi kotami” – pisze Freestone. „Mary trzymała Toma i Jerry’ego kolejno przy odbiorniku, żeby słuchać, jak Freddie mówi. Trwało to przez lata z kolejnymi kocimi lokatorami jego domów.”

W rzeczywistości Mercury zadedykował swoje notatki do linera w swoim solowym albumie Mr. Bad Guy z 1985 roku specjalnie Jerry’emu, wspominając również o innych kotach. To brzmi: „Ten album jest dedykowany do mojego kota Jerry’ego-również Tom, Oscar, i Tiffany i wszystkich miłośników kotów w całym wszechświecie-pieprzyć wszystkich innych!”.

Mary Austin, która była dziewczyną Mercury’ego w tym czasie, kupiła mu parę kotów na początku lat 70-tych, gdy byli razem. Według The Telegraph, para pozostała blisko długo po ich romantyczny związek rozwiązany, z Austin często houseitting dla Mercury i dbanie o koty. Lata po tym, jak dała mu Toma i Jerry’ego, obdarowała go kolejnym kotem: Tiffany, długowłosego bluepointa.

Ale, jako ostateczny koci tata, Mercury nie mógł poprzestać na trzech kotach. Po Tiffany przyszedł Oscar, który początkowo należał do jednego z jego partnerów, ale piosenkarz postanowił go zatrzymać. The Telegraph zauważył również, że Mercury uwielbiał ratować koty ze schroniska Blue Cross. Obejmowało to Miko, Romeo, Lily i Goliath.

Mercury kochał je wszystkie, ale jego miłość do nich nie dorównywała temu, co czuł do swojego absolutnego faworyta: Delilah. Zaadoptował ją w 1987 roku, a tabby szybko skradła jego serce. Wokalista Queen kochał ją tak bardzo, że w Innuendo, ostatnim albumie zespołu przed śmiercią Mercury’ego, poświęcił jej piosenkę i nazwał ją jej imieniem. Na początku wydaje się, że jest to piosenka miłosna, gdyż Mercury śpiewa o tym, że nie można jej się oprzeć i że wywołuje uśmiech na jego twarzy. Ale to szybko przesuwa się do określenia psotnych rzeczy kot robi, jak gryzienie i pazury, gdy jest nastrojowy, i sika na całym jego garniturze Chippendale.

Z dumą pokazał również swoje uznanie dla swoich kotów, nosząc kamizelkę pokrytą kotami do teledysku „These Are the Days of Our Lives” z 1991 roku, który stał się ostatnim teledyskiem Queen. The Telegraph doniósł, że jego przyjaciel Donald McKenzie stworzył ją dla Mercury’ego, malując na niej swoje koty.

Mercury był zawzięcie oddany swoim kotom aż do śmierci. Z jego tekstów i opowieści przyjaciół jasno wynika, że jego koty przynosiły mu radość nawet w najtrudniejszych chwilach, pokazując, że psy nie mają monopolu na bycie najlepszym przyjacielem człowieka.

.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.