„Zszedłem z głębokiego dna na trochę.”

W 2017 roku frontman Katastro, Andy Chaves, wymknął się spod kontroli. Świeżo po burzliwym rozstaniu, piosenkarz znalazł się na autodestrukcyjnej ścieżce zaśmieconej nadużywaniem narkotyków i alkoholu, konfliktami z prawem, a nawet fałszywymi ciążami. (Dobrze przeczytaliście.)

Odciął się również od komunikacji z kolegami z zespołu, którzy wraz z nim spędzili ostatnią dekadę budując Katastro z rodzącej się grupy nastolatków zamieszkujących pustynię do undergroundowego zespołu dzięki słonecznemu, rockowemu brzmieniu reggae – temu samemu brzmieniu, które zapewniło im występy w legendarnych miejscach takich jak Red Rocks i miejsca na listach przebojów z takimi zespołami jak 311, Bad Religion, Awolnation, Dirty Heads, Ghostface Killah i Passafire.

Przez jakiś czas wydawało się, że przyszłość jest niepewna nie tylko dla samego Chavesa, ale i dla Katastro jako całości. „Byliśmy dość rozłączeni jako zespół”, przyznaje wokalista. „Czuliśmy, że utknęliśmy.”

Próbując odbudować więzi i otworzyć na nowo linie komunikacji, zespół (Chaves, gitarzysta Tanner Riccio, perkusista Andrew Stravers i basista Ryan Weddle) przeniósł się do domku w Heber w Arizonie. Introspektywne, poszukujące duszy dyskusje jakie odbyli po przybyciu na miejsce nie pozostawiły nic na stole, a te katarktyczne rozmowy ostatecznie stały się inspiracją i iskrą dla muzycznego kierunku jaki wkrótce obrali. Dla Chavesa bycie szczerym w kwestii swoich problemów było punktem zwrotnym nie tylko dla jego własnego zdrowia psychicznego, ale także dla zespołu.

„Zawsze wstrzymywałem się z tekstami na naszych poprzednich albumach,” wyjaśnia. „Reszta chłopaków powiedziała mi: 'Dlaczego nie piszesz o tym gównie? To właśnie powinieneś robić przez te wszystkie lata.”

Jako taki, Washed (czwarty pełnometrażowy album zespołu) podąża za zmaganiami Chavesa, który stara się wyrwać z chaosu, jakim stało się jego życie. Jest to dogłębne spojrzenie na smutek i nadużywanie substancji, a także wyznacza zupełnie nowy muzyczny rozdział dla Katastro. Kiedy zespół wrócił do chaty, aby rozpocząć pracę nad utworami na album, szybko odkrył, że zanurza się w świecie syntezatorów i dudniących bitów, dodając do swojego brzmienia nowy, porywający wymiar.

„Jesteśmy zespołem od ponad 10 lat i pisaliśmy w wielu różnych sytuacjach” – mówi Stravers. „Zmiana miejsca zawsze była bardzo korzystna dla kreatywnego aspektu. Magia dzieje się, kiedy jesteś poza swoim żywiołem.”

Napisując na nowo podręcznik Katastro, Washed jest przesiąknięte ostrą hip-hopową krawędzią (coś, co Chaves od lat starał się zintegrować z brzmieniem zespołu) i bardziej ekspansywnymi dźwiękowymi pejzażami niż kiedykolwiek wcześniej. Pęczniejące syntezatory przekształcają utwory takie jak „Roku” i „I.S.S.U.E.S.”, podczas gdy hiper osobisty styl liryczny Chavesa i jego niefiltrowana szczerość zabarwiają „Washed” wierszami, które są czasami zabawne, ale zawsze emocjonalnie rezonujące.

Słyszenie Chavesa mówiącego o swoim nowym szczęściu z muzyką zespołu wydaje się niemalże nie do pogodzenia z osobistymi zmaganiami, które doprowadziły go do tego miejsca. Album tak głęboko osobisty, pełen emocji wydobytych z tak łatwopalnego okresu, wydawałby się służyć jako stałe, niechciane przypomnienie tego, jak ciemne rzeczy ostatecznie się stały. Ale jak większość rzeczy w ich karierze, Katastro nauczyli się, że nic nie przychodzi łatwo – czy to szczęście w życiu, czy udana kariera.

„W historii zespołu zdecydowanie były momenty, w których mieliśmy ochotę się poddać,” mówi Stravers. „Za każdym razem, gdy osiągaliśmy takie dno, działo się coś, co dawało nam znak, że musimy to robić dalej. Kiedy masz okazję zagrać naprawdę duże koncerty, wydać album i ludzie z całego świata zwracają się do ciebie – wszystkie te rzeczy dają ci znać, że robisz to, co powinieneś robić. Nie możesz się zatrzymać. Musisz iść dalej.”

Bo w końcu to wszystko jest wyborem: wytrzymać czy się spakować. Wygrzebać się z ciemności, czy pozwolić, by cię pochłonęła. Czasami może się to wydawać łatwym wyborem – tak jak wtedy, gdy radość z pierwszego koncertu poza stanem została szybko przerwana przez włamanie do furgonetki krótko po załadowaniu sprzętu, lub gdy upadek nieudanego związku sprawia, że cały twój świat się rozpada. Ale dla tych, którzy są gotowi pracować jeszcze ciężej, kiedy szanse wydają się być ułożone przeciwko nim, sukces jest ostatecznie wart walki.

„Ten album dla mnie był 'Mogę wybrać, aby wydostać się z autodestrukcji lub nadal podążać ciemną ścieżką'”, mówi Chaves. „To był wielki punkt zwrotny. I słyszeć opinie, wiadomości od ludzi, którzy mówią: 'Właśnie wyszedłem z trudnego związku, a to mi pomogło’, to jest niesamowite.”

Dlatego teraz, z wydaniem Washed w zasięgu ręki, jest więcej optymizmu wśród zespołu niż kiedykolwiek wcześniej. Droga do teraz nie była łatwa, pełna dekada ciągłego szlifowania i kilometrów przejechanych w vanie, ale jest to droga, która już zaprowadziła zespół dalej niż kiedykolwiek mogli marzyć, kiedy pisali piosenki w garażach Tempe. To było ich M.O. przez ostatnie 10 lat, i nie zamierzają się teraz zmieniać.

„Założyliśmy zespół w moim garażu, kiedy mieliśmy 17 lat”, mówi Stravers. „Rok później moi rodzice się rozwiedli, a moje życie wywróciło się do góry nogami. Katastro było jedyną rzeczą, która pozostała niezmienna w moim życiu od tamtego dnia. Zawsze było nas czworo. Dla mnie to o wiele więcej niż zespół. To jest to, co nas wszystkich ze sobą łączy: To wielki cel i marzenie, którego nie sądzę, aby ktokolwiek z nas był skłonny poświęcić.”

Pisane przez Evan Lucy.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.