Poznałem Josha Shillinga 5 stycznia 2007 roku, po południu w dniu, w którym później wystąpi po raz pierwszy z Mountain Heart. W Grand Ole Opry. Śpiewając piosenkę, którą sam napisał. W wieku 23 lat.

Od tego czasu wiele się wydarzyło, ale w świecie bluegrassu, gdzie jedno oko – przynajmniej – zawsze patrzy wstecz, warto spojrzeć jeszcze dalej, ponieważ Mountain Heart byli już pracowitym, wielokrotnie nagradzanym zespołem od prawie dekady. Napisałem notki do ich debiutu z 1998 roku i od tamtej pory śledziłem ich poczynania. Kiedy zaprosili mnie na próbę przed występem w Opry, znałem Mountain Heart jako niezwykle utalentowany zespół, który łączył różnorodne wpływy – różnorodne, to znaczy w ramach na wskroś bluegrassowych ram; destylacja i rozszerzenie ważnych trendów muzycznych z lat 90-tych, przenoszonych i rozwijanych w nowej dekadzie. Niektóre zespoły przechodzą przez różnych członków, ale zachowują charakterystyczne brzmienie; inne utrzymują ten sam skład, ale przechodzą od jednego brzmienia do drugiego. Mountain Heart był o tyle niezwykły, że robił obie te rzeczy – żaden z członków-założycieli nie pozostał, i pod wieloma względami, nie ma też wiele z oryginalnego brzmienia. Jednak jego ewolucja była, jeśli nie z góry narzucona, to organiczna i przemyślana, a spora część odpowiedzialności za to należy do Josha, który jest zarówno muzykiem muzyka, jak i wykonawcą, który może połączyć się z tysiącami ludzi na raz.

Gdy spotkaliśmy się, aby porozmawiać o nowym, oszałamiającym albumie grupy, Soul Searching – tytułowy utwór napisany przez Shillinga i Jeremy’ego Garretta z Infamous Stringdusters – upływ czasu był oczywistym punktem wyjścia.

Jesteś z Mountain Heart już od ….

Siedmiu lat.

Powiedziałbym, że jest wielu świeższych fanów zespołu, którzy postrzegają Mountain Heart jako zespół wywodzący się z bluegrassu, więc zakładają, że ty również wyszedłeś z bluegrassu. Tak. Dorastałem u podnóża Blue Ridge Mountains – mieszkałem tuż przy ulicy z (grającym na banjo) Sammym Shelorem, byłem 45 minut od studia Doobie Shea z Timem Austinem, Danem Tyminskim, Ronniem Bowmanem – wszyscy ci ludzie tam byli. Byłem więc w pobliżu bluegrassu, a mój tata go uwielbiał, ale mnie pociągał fortepian, więc zawsze siadałem przy nim i wymyślałem proste piosenki. A potem pociągał mnie Ray Charles, bracia Allman, Leon Russell i ludzie tego pokroju. To mnie naprawdę wciągnęło w muzykę. Kiedy zacząłem grać na żywo, moimi pierwszymi zespołami były zespoły country, potem małe zespoły rockowe, a potem nagle, w ciągu roku lub dwóch, byłem w zespole r&b, śpiewającym Stevie Wondera i Raya Charlesa. Więc to było miejsce, w którym tak jakby skupiłem się na moim stylu wokalnym i kotletach, i nauczyłem się wielu akordów i tego wszystkiego.

Gdy dodasz to do zespołu takiego jak Mountain Heart, to naprawdę otwiera sprawy. Jestem pewien, że to wystraszyło niektórych ludzi dziesięć lat temu, ale w dzisiejszych czasach, zostaliśmy wystarczająco zakrzyczani i teraz czuję, że nasz tłum jest bardziej zróżnicowany i młodszy. Jedną z rzeczy, która pozwoliła zespołowi istnieć przez 20 lat w tym roku jest przewracanie stron, wprowadzanie nowych twarzy. Kiedy ja dołączyłem, był Jimmy VanCleve, Adam Steffey i Jason Moore, a zaraz po mnie przyszedł Aaron Ramsey, który jest jednym z najlepszych żyjących graczy. Potem mamy Jake’a Stargela, Cory’ego Walkera, Molly Cherryholmes, Setha Taylora i Jeffa Partina, i tak dalej, i tak dalej. Ciągle dostajemy niesamowitych graczy, i czuję, że pisanie piosenek jest coraz lepsze z każdą płytą, i to jest to, co pozwoliło nam to robić.

Patrząc na to z zewnątrz, wydaje się, że jedną z rzeczy, które robi Mountain Heart jest to, że bierze tych wielkich muzyków bluegrass, i pozwala im grać inne rzeczy poza bluegrass.

Nie tylko to, widziałem wielu z tych facetów rodzaj znalezienia siebie, i pielęgnujemy to. Obecni chłopcy zdecydowanie nie próbują kontrolować sposobu, w jaki muzyk gra. Kiedy Seth Taylor dołączył do zespołu, jego gitara zwisała mu do kolan, a on grał bardzo daleko od otworu i był to najbardziej niekonwencjonalny, nie wyglądający jak Tony Rice styl gry na gitarze, jaki kiedykolwiek widziałem. Ale nie próbowaliśmy tego zmieniać, a on w ciągu kilku lat z niesamowitego stał się po prostu siłą natury. Kiedy spotkałem Aarona po raz pierwszy, wpatrywał się w podłogę; można powiedzieć, że w jego mózgu działał metronom, a on po prostu siekał, wpatrując się w podłogę, i to wszystko. I w ciągu roku czy dwóch, ten facet był gwiazdą rocka – był z przodu, był show. I nadal jest ogromną częścią show.

Widziałem, że zespół jest taki dla wszystkich – nie próbujemy nikogo kontrolować, ale zdecydowanie popychamy się nawzajem. To jest niesamowite, sposób, w jaki wszyscy się na sobie nawzajem opierają. Jest w tym nutka rywalizacji, żeby dotrzymać sobie kroku, ale jest też szacunek w tym zespole. Nawet w złą noc, każdy jest jak, „jesteś moim ulubieńcem.”

Więc mamy parametry, ale przesuwamy je. Tak jakbyśmy wiedzieli jak zaczyna się i kończy piosenka, wszyscy znamy główną melodię i aranżację. Jak w przypadku „Soul Searching” czy „More Than I Am” – na żywo mogą mieć dwuminutowe intro. To pozwala nam być ekspresyjnymi każdego wieczoru. Ale w tym samym czasie, jeśli zagramy w Opry, możemy uprościć i po prostu zagrać trzy i pół minutową wersję tej piosenki.

Jak długo pracowaliście nad tą nową płytą?

Pomiędzy pisaniem i A&R i rozmyślaniem nad ogólnymi pomysłami, ten projekt zaczął się kilka lat temu. Ale Seth i ja odtwarzaliśmy wiele z tych utworów w notatkach głosowych przez prawdopodobnie półtora roku i za każdym razem trochę się one rozwijały. Piosenki takie jak „Festival” – to była naprawdę wolna piosenka i wszystkim nam podobał się jej przekaz, ale nigdy nie była na tyle dobra, by umieścić ją na płycie. I pewnego dnia wyobraziłem sobie, że linia basu jest jak w „Day Tripper” czy „Low Rider” – ten naprawdę basowy groove. Więc spróbowaliśmy tego i wszyscy natychmiast powiedzieli: tak, to będzie idealne.

Więc było wiele razy, kiedy spotykaliśmy się i rozmawialiśmy o piosenkach, a potem w końcu zarezerwowaliśmy czas w studiu i poszliśmy na próbę. Ćwiczyliśmy piosenki przez dwa dni jako zespół – śpiewając przez PA i w ogóle. Nagraliśmy wszystko, znaleźliśmy tempa, które nam się podobały, zapisaliśmy je, zapisaliśmy klawisze, zrobiliśmy notatki z podpisami na temat tego, co wiedzieliśmy, że będziemy chwytać, jakie instrumenty, czy będziemy mieć perkusję czy bębny. Potem poszliśmy do Compassu i w trzy dni wycięliśmy wszystkie jedenaście piosenek i wszystkie główne wokale. Prawie wszystko, co tam śpiewałem było na żywo, do tego stopnia, że kiedy weszliśmy do edycji, nie można było nic edytować.

Wycięliśmy wszystkie partie zespołu w trzy dni, a potem mieliśmy Kenny’ego Malone’a, który zagrał na perkusji, Scott Vestal zszedł i zagrał na banjo, Ronnie Bowman zaśpiewał harmonię w jednym utworze, Stuart Duncan przyszedł jednego dnia. I tak zasadniczo, zajęło to około trzech lat A&R i gadania, około trzech dni nagrywania, a potem dosłownie zaopatrzyliśmy się w catering na ostatnie kilka dni, dostaliśmy kilka drinków i patrzyliśmy jak nasi bohaterowie grają razem z naszymi utworami.

To jest projekt wyprodukowany przez zespół; zrobiliśmy oprawę graficzną – zrobiliśmy to z kilkoma różnymi artystami i nie mogliśmy wylądować na tym, czego chcieliśmy. Seth narysował tę jodełkową ramę na kartce papieru, zrobił zdjęcie i wysłał je do mojej żony Aleah, która jest grafikiem i tworzy oprogramowanie, a ona wciągnęła je do Photoshopa – wiele z tego zostało zrobione telefonem komórkowym. Więc wszyscy braliśmy udział w całym projekcie, od fotografii, przez projekt, po A&R, pisanie, miksowanie. Garry West był zaangażowany na pewno jako współproducent, a Gordon wykonał świetną robotę miksując, Gordon i Sean Sullivan wytropili wiele z tych rzeczy, Randy LeRoy wykonał świetną robotę masteringową.

Mówimy już o następnym, ale może następnym razem zrobimy to wszystko sami – postawmy na to, że każdy kawałek tego będzie złożony ręcznie w jakiejś formie lub modzie. Myślę, że w dzisiejszych czasach fani to lubią; woleliby mieć… już teraz, przy wielu naszych przedsprzedażach i wielu zamówieniach na CD, wysyłamy rysunki i inne rzeczy. Myślę, że ludzie naprawdę doceniają takie rzeczy.

Zdjęcie autorstwa Sebastiana Smitha

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.